Śmiało można powiedzieć, że Kamil zdeklasował rywali. Nerwy miały wpływ na to, jak skoczył dziś Richard Freitag. To był daleki lot, ale my wiedzieliśmy, że Kamila puścimy z krótszego najazdu, aby bezpiecznie wylądował. Lepiej skoczyć dwa-trzy metry bliżej i dostać lepsze oceny sędziowskie niż przeskoczyć obiekt i przewrócić się, jak Freitag - mówi dyrektor-koordynator ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w Polskim Związku Narciarskim.
Niemiec popełnił błąd? - Po pierwsze, trener mógł obniżyć mu belkę, a po drugie, jury trochę zawaliło. Od samego początku, za bardzo pozwalano na dalekie skoki. Tym bardziej przy takich warunkach, kiedy od 120. metra robiła się taka "dziura", bo niemal wszyscy tam lądowali, a od 130. było bardzo twardo. Kamil i Richard jeszcze przed konkursem mówili, że tam jest twardo, narty biją i się rozjeżdżają. Oczywiście, Freitag popełnił błąd, bo był za bardzo przechylony do przodu przy lądowaniu. Narta została z tyłu i zawinęło mu ją, ale te wszystkie rzeczy nałożyły się na siebie. Nie możemy cieszyć się z czyjegoś upadku, ale cała sytuacja jest, dla nas, bardzo dobra. Kamil oddał normalne skoki i, przed Bischofshofen, inni mają więcej nerwów niż my.
W pierwszej serii, kiedy Kamilowi podbiło nartę, serce zadrżało, bo pamiętamy wydarzenia sprzed roku, kiedy to Kamil upadł w serii próbnej. Między innymi przez to, że zeskok był źle przygotowany, ale nie można o tym myśleć. Zawodnik musi takie rzeczy wyrzucić z głowy. Koncentracja Kamila była skupiona na dwóch dobrych skokach. Stres zawsze jest na górze skoczni, ale ogromne doświadczenie Kamila daje o sobie znać. Potrafi skoncentrować się na dobrych skokach i to jego przewaga, a do tego jest w bardzo dobrej formie. Wtedy wszystko dzieje się automatycznie